Tytuł tego posta to moje powiedzenie na maj. Drugie, to “w maju trawa rośnie szybko, a chwasty jeszcze szybciej”. Co prawda na poniższych zdjęciach deszczu nie zobaczycie, bo to był właśnie jeden z tych weekendów, który z odpoczynkiem miał niewiele wspólnego. No ok, grill był, trochę człowiek usiadł i coś tam zjadł, pocieszył się sielską sielanką, a po chwili wrócił do roboty.
Moje tawułki arendsa, to już ich drugi sezon na tej działce/w tym ogrodzie. Powoli pojawiają się kwiatostany, nie mogę się doczekać kwitnienia.
Oprócz iglaków i traw trochę koloru, czyli żurawki i trzmieliny.
Najgorsze to przygotowanie terenu, na zdjęciu wygląda całkiem spoko, ale ile chwastów się kryło pod tym niewinnym trawniczkiem, wiemy tylko ja, szpadel i taczka..
100 lat później…
Moje miskanty z nasion, częściowo zeżarte przez kociego szkodnika.
A najszczęśliwszy jest w tym wszystkim Stefan. Z kociej mimiki można bardzo wiele wyczytać. Już tłumaczę:
“A co to tam za ptaszek??”
“A coo tooo tam za ptaszek?!”
“Daj mi już spokój kobieto..”
A na pożegnanie porucznik mrucznik salutuje 🙂
I się robi coraz piękniej. PS. widziałam na żywo 😉
Ach, jak ja nie mogę się doczekać, kiedy sama będę mogła działać w ogrodzie…
pozdrawia przyszła sąsiadka 😉
Dzięki 😉 Wiem co czujesz, ja tak się nie mogłam doczekać w zeszłym roku 🙂 szybko zleci 🙂 pozdrawiam sąsiadko 🙂
Witaj, zdradź proszę (albo odeślij do właściwego wpisu) w jaki sposób przygotowywaliście teren, od czego zaczęliście? Zastanawiam się czy robić najpierw ogrodzenie, czy może przeorać najpierw teren, nawieść ziemi?
Oj najpierw bym przeorała i nawiozła ziemi, a później robiła ogrodzenie. My niestety zrobiliśmy to w odwrotnej kolejności więc o zaoraniu nie było mowy, jechaliśmy z tematem glebogryzarką, to był istny koszmar 😉